Rekompensata Za Znak Zodiaku
Podstawa C Celebryci

Dowiedz Się Kompatybilności Za Pomocą Znaku Zodiaku

Znany redaktor opinii i pisarz, Bari Weiss, wykrzykuje The New York Times w liście z rezygnacją

Biznes I Praca

Nie tylko skrytykowała „Timesa” za wyciszanie głosów, ale powiedziała, że ​​jest obiektem „nieustannego zastraszania” przez kolegów.

(Zdjęcie AP/Mark Lennihan, Plik)

W zjadliwy list do wydawcy New York Times AG Sulzberger , redaktor opinii i pisarz Bari Weiss zrezygnował we wtorek z pracy w gazecie. Nie tylko skrytykowała „Timesa” za wyciszanie głosów, ale powiedziała, że ​​jest obiektem „nieustannego zastraszania” przez kolegów.

„Nazywali mnie nazistką i rasistą”, napisała, „nauczyłam się odrzucać komentarze na temat tego, jak ‚znowu piszę o Żydach’. Kilku kolegów postrzeganych jako przyjaźnie ze mną było nękanych przez współpracowników. Moja praca i moja postać są otwarcie poniżane na ogólnofirmowych kanałach Slack, w których regularnie biorą udział redaktorzy mastheadów.

Weiss powiedziała, że ​​została publicznie oczerniona jako kłamca i bigota na Twitterze przez pracowników Timesa, którzy nigdy nie zostali za to ukarani. „Nigdy nie są” – napisał Weiss.

Weiss dodał: „Są na to wszystko terminy: bezprawna dyskryminacja, wrogie środowisko pracy i konstruktywne zwolnienie. Nie jestem ekspertem prawnym. Ale wiem, że to jest złe. Nie rozumiem, w jaki sposób dopuściłeś do tego rodzaju zachowań w swojej firmie na oczach całego personelu gazety i opinii publicznej. I z pewnością nie mogę pogodzić się z tym, jak ty i inni przywódcy „Timesa” staliście z boku, jednocześnie chwaląc mnie na osobności za moją odwagę. Pokazanie się do pracy jako centrysta w amerykańskiej gazecie nie powinno wymagać odwagi”.

Tymczasem Weiss twierdził, że media społecznościowe, w szczególności Twitter, stały się „ostatecznym redaktorem Timesa”.

„Twitter nie jest na nagłówku The New York Times” – napisał Weiss. „Ale Twitter stał się jego ostatecznym redaktorem. W miarę jak etyka i obyczaje tej platformy stały się etyką gazety, sama gazeta stała się w coraz większym stopniu rodzajem przestrzeni performatywnej. Historie są wybierane i opowiadane w taki sposób, aby zadowolić najwęższe grono odbiorców, a nie pozwolić ciekawskiej publiczności czytać o świecie i wyciągać własne wnioski. Zawsze uczono mnie, że dziennikarzom powierzono napisanie pierwszego szkicu historii. Teraz sama historia jest jeszcze jedną efemeryczną rzeczą, ukształtowaną tak, aby pasowała do potrzeb z góry określonej narracji”.

Były redaktor naczelny The Wall Street Journal, Weiss dołączył do Timesa trzy lata temu, kiedy James Bennet był redaktorem strony redakcyjnej. Bennet niedawno opuścił gazetę po tym, jak Times opublikował kontrowersyjną opinię senatora Toma Cottona o wysłaniu wojska na ulice, by rozprawiło się z protestującymi.

W swoim liście rezygnacyjnym Weiss powiedziała, że ​​dołączyła do gazety w nadziei, że pojawi się głosy, które jej zdaniem zazwyczaj nie pojawiają się w „Timesie”: „pierwsi pisarze, centryści, konserwatyści i inni, którzy w naturalny sposób nie uważają The Times za swoich Dom. Powód tego wysiłku był jasny: nie przewidzenie przez gazetę wyników wyborów w 2016 roku oznaczało, że nie miała ona silnego rozeznania w kraju, który obejmuje. (redaktor wykonawczy) Dean Baquet i inni przyznawali to przy różnych okazjach. Priorytetem w opinii była pomoc w naprawieniu tego krytycznego niedociągnięcia”.

Jednak Weiss napisał: „Zamiast tego pojawił się nowy konsensus w prasie, ale być może szczególnie w tym artykule: że prawda nie jest procesem zbiorowego odkrywania, ale ortodoksją znaną już nielicznym oświeconym, których zadaniem jest informowanie wszystkich w przeciwnym razie.'

Nie oczekuj, że „Times” odpowie na konkrety krytyki Weissa, przynajmniej nie w tej chwili. W oświadczeniu Eileen Murphy, starsza wiceprezes The Times ds. komunikacji, powiedziała: „Jesteśmy zaangażowani w tworzenie środowiska uczciwego, poszukującego i empatycznego dialogu między współpracownikami, w którym wymagany jest wzajemny szacunek”.

Kathleen Kingsbury, pełniąca obowiązki redaktora strony redakcyjnej Timesa, powiedziała w oświadczeniu: „Doceniamy wiele wkładów, jakie Bari wniósł do Times Opinion. Osobiście zależy mi na tym, aby The Times nadal publikował głosy, doświadczenia i poglądy z całego spektrum politycznego w raporcie Opinia. Każdego dnia widzimy, jak ważne i ważne jest to podejście, zwłaszcza poprzez ogromny wpływ dziennikarstwa opinii The Times na ogólnokrajową dyskusję”.

Oto Weiss” rezygnacja w całości :

Drogi A.G.,

Ze smutkiem piszę, aby powiedzieć, że rezygnuję z „The New York Times”.

Dołączyłem do gazety z wdzięcznością i optymizmem trzy lata temu. Zostałem zatrudniony w celu sprowadzenia głosów, które inaczej nie pojawiłyby się na twoich stronach: początkujących pisarzy, centrystów, konserwatystów i innych, którzy w naturalny sposób nie myśleliby o The Times jako o swoim domu. Powód tego wysiłku był jasny: nie przewidzenie przez gazetę wyników wyborów w 2016 roku oznaczało, że nie miała ona silnego rozeznania w kraju, który obejmuje. Dean Baquet i inni przyznawali to przy różnych okazjach. Priorytetem w opinii była pomoc w naprawieniu tego krytycznego niedociągnięcia.

Miałem zaszczyt uczestniczyć w tym wysiłku, prowadzonym przez Jamesa Benneta. Jestem dumny z mojej pracy jako pisarza i redaktora. Wśród tych, których pomogłem wprowadzić na nasze strony: wenezuelskiego dysydenta Wuilly'ego Arteagę; irańska mistrzyni szachowa Dorsa Derachshani; i chrześcijański demokrata z Hongkongu Derek Lam. Ponadto: Ayaan Hirsi Ali, Masih Alinejad, Zaina Arafat, Elna Baker, Rachael Denhollander, Matti Friedman, Nick Gillespie, Heather Heying, Randall Kennedy, Julius Krein, Monica Lewinsky, Glenn Loury, Jesse Singal, Ali Soufan, Chloe Valdary, Thomas Chatterton Williams, Wesley Yang i wielu innych.

Ale lekcje, które powinny były nastąpić po wyborach – lekcje o znaczeniu zrozumienia innych Amerykanów, konieczności przeciwstawiania się plemienności i kluczowej roli swobodnej wymiany idei w społeczeństwie demokratycznym – nie zostały wyciągnięte. Zamiast tego w prasie, ale być może zwłaszcza w tym artykule, pojawił się nowy konsensus: że prawda nie jest procesem zbiorowego odkrywania, ale ortodoksją znaną już nielicznym oświeconym, których zadaniem jest informowanie wszystkich innych.

Twittera nie ma w nagłówku The New York Times. Ale Twitter stał się jego ostatecznym redaktorem. W miarę jak etyka i obyczaje tej platformy stały się etyką gazety, sama gazeta stała się w coraz większym stopniu rodzajem przestrzeni performatywnej. Historie są wybierane i opowiadane w taki sposób, aby zadowolić najwęższe grono odbiorców, a nie pozwolić ciekawskiej publiczności czytać o świecie i wyciągać własne wnioski. Zawsze uczono mnie, że dziennikarzom powierzono napisanie pierwszego szkicu historii. Otóż ​​sama historia jest jeszcze jedną efemeryczną rzeczą, ukształtowaną tak, by pasowała do potrzeb z góry określonej narracji.

Moje własne wypady w Wrongthink sprawiły, że stałem się obiektem zastraszania przez kolegów, którzy nie zgadzają się z moimi poglądami. Nazwali mnie nazistą i rasistą; Nauczyłem się odrzucać komentarze o tym, jak „ponownie piszę o Żydach”. Kilku kolegów postrzeganych jako przyjaźnie ze mną było zadręczanych przez współpracowników. Moja praca i moja postać są otwarcie poniżane na ogólnofirmowych kanałach Slacka, na których regularnie ważą się redaktorzy mastheadów. Tam niektórzy współpracownicy nalegają, abym został wykorzeniony, jeśli ta firma ma być naprawdę „inkluzywna”, podczas gdy inni publikują emotikony toporów obok mojego imienia. Jeszcze inni pracownicy New York Times publicznie oczerniają mnie jako kłamcę i bigota na Twitterze bez obawy, że nękanie mnie spotka się z odpowiednim działaniem. Nigdy nie są.

Są na to wszystko terminy: bezprawna dyskryminacja, wrogie środowisko pracy i konstruktywne zwolnienie. Nie jestem ekspertem prawnym. Ale wiem, że to jest złe.

Nie rozumiem, w jaki sposób dopuściłeś do tego rodzaju zachowań w swojej firmie na oczach całego personelu gazety i opinii publicznej. I z pewnością nie mogę pogodzić się z tym, jak ty i inni przywódcy „Timesa” staliście z boku, jednocześnie chwaląc mnie na osobności za moją odwagę. Pokazanie się do pracy jako centrysta w amerykańskiej gazecie nie powinno wymagać odwagi.

Część mnie chciałaby móc powiedzieć, że moje doświadczenie było wyjątkowe. Ale prawda jest taka, że ​​ciekawość intelektualna – nie mówiąc już o podejmowaniu ryzyka – jest teraz obciążeniem The Times. Po co edytować coś trudnego dla naszych czytelników lub pisać coś odważnego tylko po to, by przejść przez paraliżujący proces uczynienia tego ideologicznie koszernym, skoro możemy zapewnić sobie bezpieczeństwo pracy (i kliknięć) publikując nasz 4000. artykuł, w którym argumentuje, że Donald Trump jest unikalne zagrożenie dla kraju i świata? I tak autocenzura stała się normą.

Jakie zasady, które pozostały w The Times, są stosowane z niezwykłą selektywnością. Jeśli czyjeś ideologia jest zgodna z nową ortodoksją, osoba ta i jej praca pozostają niesprawdzone. Wszyscy inni żyją w strachu przed cyfrową kopułą piorunów. Jad w sieci jest usprawiedliwiony, o ile jest skierowany do właściwych celów.

Artykuły, które z łatwością można by opublikować zaledwie dwa lata temu, teraz wpędzałyby redaktora lub pisarza w poważne kłopoty, jeśli nie byłyby wyrzucane. Jeśli utwór jest postrzegany jako mogący wywołać reakcje wewnętrzne lub w mediach społecznościowych, redaktor lub pisarz unika jego prezentacji. Jeśli czuje się na tyle mocno, by to zasugerować, szybko zostaje skierowana na bezpieczniejszy grunt. A jeśli od czasu do czasu udaje jej się opublikować artykuł, który nie promuje wyraźnie postępowych spraw, dzieje się to dopiero po dokładnym wymasowaniu, wynegocjowaniu i zastrzeżeniu każdej kwestii.

Gazeta zajęła dwa dni i dwie prace, by stwierdzić, że artykuł Toma Cottona „nie spełnił naszych standardów”. Załączyliśmy notatkę redaktora na temat historii podróżniczej o Jaffa krótko po jej opublikowaniu, ponieważ „nie poruszała ważnych aspektów makijażu Jaffy i jej historii”. Ale wciąż nie ma nic dołączonego do łagodnego wywiadu Cheryl Strayed z pisarką Alice Walker, dumną antysemitką, która wierzy w jaszczurki Illuminati.

Dokument rejestracyjny jest w coraz większym stopniu zapisem tych żyjących w odległej galaktyce, której troski są głęboko odsunięte od życia większości ludzi. Jest to galaktyka, w której, by wybrać tylko kilka ostatnich przykładów, sowiecki program kosmiczny jest chwalony za swoją „różnorodność”; doxing nastolatków w imię sprawiedliwości jest tolerowany; a najgorsze systemy kastowe w historii ludzkości obejmują Stany Zjednoczone obok nazistowskich Niemiec.

Nawet teraz jestem przekonany, że większość ludzi w The Times nie podziela tych poglądów. Jednak są zastraszeni przez tych, którzy to robią. Czemu? Być może dlatego, że wierzą, że ostateczny cel jest słuszny. Być może dlatego, że wierzą, że otrzymają ochronę, jeśli skierują głową, gdy moneta naszego królestwa — języka — zostanie zdegradowana w służbie ciągle zmieniającej się listy słusznych spraw. Być może dlatego, że w tym kraju są miliony bezrobotnych i czują się szczęśliwi, że mają pracę w branży kontraktowej.

A może dlatego, że wiedzą, że w dzisiejszych czasach stawanie w gazecie o zasady nie zdobywa poklasku. Stawia cel na twoich plecach. Zbyt mądrzy, by publikować na Slacku, piszą do mnie prywatnie o „nowym maccartyzmie”, który zakorzenił się w gazecie.

Wszystko to źle wróży, zwłaszcza niezależnym młodym pisarzom i redaktorom, którzy zwracają baczną uwagę na to, co będą musieli zrobić, aby zrobić postęp w swojej karierze. Zasada pierwsza: mów co myślisz na własne ryzyko. Zasada druga: nigdy nie ryzykuj zlecania historii, która jest sprzeczna z narracją. Zasada trzecia: nigdy nie wierz redaktorowi lub wydawcy, który nakłania cię do pójścia pod prąd. W końcu wydawca ugnie się przed tłumem, redaktor zostanie zwolniony lub przeniesiony, a ty zostaniesz zawieszony na sucho.

Dla tych młodych pisarzy i redaktorów jest jedna pociecha. Podczas gdy miejsca takie jak The Times i inne niegdyś wspaniałe instytucje dziennikarskie łamią swoje standardy i tracą z oczu swoje zasady, Amerykanie wciąż łakną rzetelnych wiadomości, ważnych opinii i szczerej debaty. Codziennie słyszę od tych ludzi. „Niezależna prasa nie jest ideałem liberalnym, ani postępowym, ani demokratycznym. To amerykański ideał” – powiedziałeś kilka lat temu. Nie mogłem się zgodzić. Ameryka to wspaniały kraj, który zasługuje na świetną gazetę.

Nic z tego nie oznacza, że ​​niektórzy z najbardziej utalentowanych dziennikarzy na świecie wciąż nie pracują dla tej gazety. Robią to, co sprawia, że ​​nieliberalne środowisko jest szczególnie bolesne. Będę jak zawsze oddanym czytelnikiem ich prac. Ale nie mogę już wykonywać pracy, do której mnie tu przywiozłeś – pracy, którą Adolph Ochs opisał w słynnym oświadczeniu z 1896 roku: „uczynić z felietonów The New York Times forum do rozważenia wszystkich kwestii o znaczeniu publicznym i w tym celu zaprosić inteligentną dyskusję na wszystkie odcienie opinii”.

Pomysł Ochsa jest jednym z najlepszych, jakie spotkałem. I zawsze pocieszałam się myślą, że wygrywają najlepsze pomysły. Ale pomysły nie mogą wygrać same. Potrzebują głosu. Potrzebują przesłuchania. Przede wszystkim muszą być wspierani przez ludzi, którzy chcą z nimi żyć.

Z poważaniem,

Bari

Tom Jones jest starszym pisarzem medialnym Poyntera. Aby otrzymywać najnowsze wiadomości medialne i analizy, dostarczane bezpłatnie do Twojej skrzynki odbiorczej każdego ranka w dni powszednie, zapisz się do jego biuletynu Raport Poyntera.