Rekompensata Za Znak Zodiaku
Podstawa C Celebryci

Dowiedz Się Kompatybilności Za Pomocą Znaku Zodiaku

Jeśli czytanie gazety jest rytuałem, to niedzielna strona tytułowa New York Times była dziennikarskim rytuałem żałoby

Raportowanie I Edycja

Nic na tej pierwszej stronie nie wyglądało na wiadomości, jakie znamy. To było jak graficzne przedstawienie bicia dzwonów. Litania zmarłych.

Ilustracja (The New York Times/Shutterstock/Ren LaForme)

Byłem w połowie eseju o tym, jak doświadczenie wiadomości — zwłaszcza w środku pandemii — było rodzajem rytuału. Nie mogłem sobie wyobrazić, że w niedzielny poranek, 24 maja, niezwykła strona tytułowa „New York Timesa” poda przejmujący i znakomity przykład.

Nic na tej pierwszej stronie nie wyglądało jak wiadomości w naszym rozumieniu, czyli przekaz informacji. Zamiast tego wydawało się, że jest to graficzne przedstawienie bicia dzwonów. Litania zmarłych.

Strona potwierdziła teorię, którą próbowałem wyjaśnić, teorię, której nauczył mnie nieżyjący już James W. Carey, jeden z największych uczonych dziennikarstwa i drogi przyjaciel. Carey twierdził, że powszechne rozumienie wiadomości dotyczy „przesyłania” informacji.

Można powiedzieć, że Times spełnił tę rolę, wymieniając nazwiska 1000 Amerykanów, którzy zmarli na koronawirusa. Liczba ta, 1000, została wybrana w momencie, gdy kraj zbliżał się do 100 000 zgonów, liczba, która może podnieść wartość wiadomości.

Ale czy głównym celem tej pierwszej strony było informowanie? Uważam, że Carey zaprzeczy. Widział w zbiorowym doświadczeniu tych imion — każdy dołączony do najkrótszego z nekrologów — ceremonialny cel, rodzaj publicznego rytuału żałoby, którego celem jest wyrażenie wspólnych wartości i przeniesienie społeczności do wspólnego celu.

Carey argumentował, że te dwie teorie wiadomości — przekazywanie informacji i konsekracja publicznych rytuałów — nie wykluczają się wzajemnie. Ale ponieważ model transmisji był tak dominujący, model rytualny był zbyt często ignorowany lub niedoceniany.

Wrócimy na pierwszą stronę Timesa, ale pozwólcie, że wrócę do niedzielnego poranka, aby ujawnić, o czym pisałem, zanim doskonały przykład został dostarczony praktycznie pod moje drzwi.

W niedzielny poranek moja żona i ja uczestniczyliśmy w dwóch znajomych rytuałach. Przy śniadaniu czytamy Tampa Bay Times. I poszliśmy na mszę o 9:30 w kościele katolickim św. Pawła.

Ten drugi rytuał wymaga wyjaśnienia. Nie przejechaliśmy ośmiu mil z naszego domu do kościoła. Z powodu pandemii włączyliśmy komputer, znaleźliśmy stronę św. Pawła na Facebooku i oglądaliśmy transmisję na żywo wraz z setkami innych osób. Prowadzili ją nasi dwaj pastorzy z małej kaplicy.

Karen i ja tęsknimy za przyjęciem Komunii Świętej. I tęsknimy za praktyczną społecznością innych przyjaciół i parafian, zwłaszcza dzieci, zwłaszcza małego Taylora i Coopera, których wybryki sprawiają, że masa jest ożywiona podczas nudnych części.

Jako ludzie pragniemy rytuałów i ceremonii. Potrzebujemy ich, aby nas pocieszały, nagradzały nas, wyrażały nasze wspólne wartości i budowały społeczność, na której możemy polegać. Spośród wszystkich strat naznaczonych przez pandemię, wśród największych są straty ceremonii. Dystans społeczny oznacza, że ​​studniówki, urodziny, rocznice, ukończenie studiów, koncerty, śluby, pogrzeby, uroczystości publiczne, imprezy sportowe — wszystko to musiało poczekać.

Moja siostrzenica Mary Hope ukończyła praktycznie Uniwersytet Notre Dame, gdzie grała na trąbce w wielkiej orkiestrze marszowej. Porozmawiaj o rytuale! Widziałem jej zdjęcie w jej domu w New Jersey, w czapce i sukni, oglądającej ceremonię z South Bend na ekranie telewizora.

Oglądanie własnego dyplomu w telewizji jest dobre, ale nie to samo. Oglądanie mszy na ekranie komputera jest dobre, ale nie to samo. I, co jest bardziej kontrowersyjne, czytanie wirtualnej gazety jest dobre, ale nie to samo.

WIĘCEJ OD ROYA PETER CLARKA: „W porządku, że teraz nie jest dobrze”. Prezenterzy telewizyjni odsuwają na bok stoicyzm i nabierają osobistego charakteru.

Co takiego jest w czytaniu gazety, że wydaje się to rytuałem, szczególnie dla nas, Baby Boomers, którzy robili to przez większość naszego życia?

Po pierwsze, gazeta jest rzeczą, która jest tworzona w naszej własnej społeczności i dostarczana do naszych drzwi, podjazdu, trawnika lub czegokolwiek. Jeśli mamy szczęście, to właśnie tam, kiedy się budzimy. Zachęca nas do zwrócenia uwagi. Odbieramy to. Wnieś to do środka. Podziel go na części. Rozdaj części znajomym graczom. Uprawiam sport. Dostaje sekcję lokalną i łamigłówki. Jesteśmy konsumentami i spożywamy je podczas posiłku, przerzucając strony w tę i z powrotem, zwracając uwagę na to, co wygląda interesująco lub ważne.

Profesor Carey twierdził, że czytanie gazety — przynajmniej w czasach mediów — było jak uczęszczanie na mszę. Kiedy idziesz na mszę, jak to robił prawie codziennie, możesz nie dowiedzieć się niczego nowego (chyba że bilety na loterię są w sprzedaży poza kościołem). Dla Careya „Uczestnictwo we mszy to sytuacja, w której nie uczymy się niczego nowego, ale przedstawiamy i potwierdzamy określony pogląd na świat”.

My katolicy mówimy, że „uczestniczymy” we mszy, ale niektórzy z nas wolą powiedzieć, że „uczestniczymy” we mszy. W rytualnym spojrzeniu mediów czytelnicy nie są bierni. Uczestniczą w doświadczaniu nowości. Poprzez przekazywanie informacji powinni nauczyć się czegoś nowego, ale ta nowa rzecz raczej potwierdza niż zmienia poczucie przynależności czytelnika.

Kiedy piszę, że Karen i ja tęsknimy za przyjęciem komunii, to sugeruje, że nasz poziom uczestnictwa we mszy zmniejsza się na odległość. Katolicy dorastają w przekonaniu, że msza jest odtworzeniem, a nie imitacją ofiary Chrystusa na krzyżu. Bycie tam, w Kościele, kiedy wypowiadane są słowa konsekracji, to bycie obecnym w czasie rzeczywistym w najświętszym momencie historii.

Kiedy myślimy o doświadczeniu wiadomości, rzadko zawiera ideę rytuału. Może więcej przyzwyczajenia. Używając rozróżnienia Carey, bardziej prawdopodobne jest, że myślimy o przekazywaniu informacji. Eksperci od wiadomości — nazwijmy ich dziennikarzami — wychodzą i odkrywają, sprawdzają i przekazują najważniejsze i najciekawsze rzeczy do naszych oczu i uszu.

W interesie samorządu ustawa ta wydaje się niezbędna. Ale jest mało prawdopodobne, aby ten akt transmisji — tak uważam — pomógł ludziom pokochać ich społeczność. To uczucie miłości wymaga czegoś więcej. Wymaga rytuału.

W niedzielny poranek New York Times dał swoim czytelnikom coś wyjątkowego i niezapomnianego, rodzaj memoriałowego druku, wygłoszonego dzień przed Memorial Day.

Nagłówek głosił „Stany Zjednoczone Zgonów blisko 100 000, nieobliczalna strata”. W nagłówku tym jest wielka umiejętność, zaczynając od słowa „Zgony” i kończąc na „Strata”; z tą liczbą 100 000 pośrodku, wpadając na „Nieobliczalne”, liczbę, która się liczy, ale której nie możesz policzyć.

Następnie pojawił się podtytuł: „To nie były po prostu nazwiska na liście. Byli nami”. Kiedy autorzy wiedzą, co jest najważniejsze, zapisują to w możliwie najkrótszym zdaniu: „To byli my”. Użycie pierwszej osoby liczby mnogiej oznacza utożsamienie nie tylko dziennikarza z czytelnikiem, ale także ze zmarłymi, pogłębiając rytuał żałoby.

Co zrobić ze stroną tytułową złożoną z samego tekstu? Wystarczy wpisać? Kto by twierdził, że głównym celem litanii zmarłych jest przekazywanie informacji? Zamiast tego ma wartość ceremonialną, jak publiczne odczytanie nazwisk tych, którzy stracili życie 11 września, lub ponad 50 000 nazwisk na pomniku wojny w Wietnamie.

W swoich wyznaniach wiary katolicy wyznają wiarę w „wspólnotę świętych”, wszystkich zmarłych, którzy zmartwychwstali. Komunia to ciekawe słowo. Jeśli zostawimy na boku obraz hostii na języku, pozostanie nam wizja wspólnoty i ducha jedności, który jest ucieleśniony — mógłbym powiedzieć wcielony — na tej pierwszej stronie.

Carey miał swoje ulubione powiedzenie, które powtarzał swoim studentom i kolegom z University of Illinois, a później z Columbia Graduate School of Journalism.

„Nowości to kultura”.

Jego przyjaciele powtórzyliby mu to jak tajne hasło. Miał na myśli to, że wiadomość jest rzeczą stworzoną, symboliczną reprezentacją rzeczywistości. Jest transmitowany w celach społecznych. Ale jest to także przeżywane zbiorowo.

Uczestniczyłem w niezliczonych warsztatach, podczas których liderom wiadomości zadano pytanie: „W kilku słowach powiedz mi, w jakim jesteś biznesie”. Standardowe odpowiedzi to „biznes informacyjny”, „biznes reklamowy”, „biznes poligraficzny”. Profesor Uniwersytetu Nowojorskiego, Jay Rosen, który znał Careya i go podziwiał, twierdził kiedyś, że lokalne agencje informacyjne mogą powiedzieć, że zajmują się „biznesem tożsamości”.

WIĘCEJ OD ROYA PETER CLARKA: Dziennikarstwo wyjaśniające wkracza w złoty wiek w środku pandemii koronawirusa

Przez lata, w zależności od tego, gdzie mieszkałem, myślałem o mojej gazecie jako przewodniku — podręczniku użytkownika — dotyczącym członkostwa w mojej społeczności. Gdy lokalne wiadomości są słabsze, kiedy gazety znikają, kiedy rytuał czytania, oglądania i konsumowania wiadomości jest zmniejszony, to poczucie wspólnoty, ta miłość do wspólnoty jest zagrożona. Na nasze niebezpieczeństwo.

Poprzez swój rytuał żałoby The New York Times — teraz prawdziwie krajowa organizacja informacyjna — postanowiła wkroczyć w próżnię przywództwa. Oprócz informowania rozdrobnionych obywateli, przywódcy The Times postanowili uformować nas w narodową wspólnotę żalu, solidarności i determinacji.

Jeśli ktoś wątpi, że Times był celowy w swoim akcie informacyjnym, wystarczy przeczytać kolumna Dana Barry który towarzyszył „księdze umarłych”. Mam listę moich ulubionych pisarzy New York Times wszechczasów, a Barry stoi na niej wysoko. Jego język jest pochwalny i ceremonialny, w tym słowa „rytuał” i „komunia”. Oto niektóre z najlepszych fragmentów z moim komentarzem.

Sto tysięcy.

Pod koniec maja 2020 r. liczba osób w Stanach Zjednoczonych, które zmarły na koronawirusa, zbliżyła się do 100 tys. – prawie wszystkie w ciągu trzech miesięcy. Średnio ponad 1100 zgonów dziennie.

Sto tysięcy.

Liczba jest niedoskonałą miarą w odniesieniu do kondycji człowieka. Liczba daje odpowiedź na to, ile, ale nigdy nie jest w stanie przekazać indywidualnych łuków życia, 100 000 sposobów powitania poranka i powiedzenia dobranoc.

Sto tysięcy.

Jako forma retoryki i modlitwy, nic nie jest bardziej rytualne niż celowe powtarzanie. Za każdym razem, gdy angażujemy się w „Sto tysięcy”, wydaje się, że dzwony dzwonią na szczycie iglicy katedry.

WIĘCEJ OD ROYA PETER CLARKA: Jak pisarze dają nam nowe sposoby rozumienia liczb

W terminologii dziennikarskiej czasami liczba może symbolizować wiadomości: 9/11. W tej chwili jest to żniwo śmierci wyrażone słowami. Do tej pory nie przyszło mi do głowy, że „myto” w „żniwie śmierci” jest aluzją do bicia dzwonów.

Mogła umrzeć w zatłoczonym szpitalu, bez członka rodziny przy łóżku, który by wyszeptał ostatnie podziękowania, mamo, kocham cię.

Mógł umrzeć w zamkniętym domu opieki, a jego żona bezradnie zaglądała przez zalane okno, gdy część jej się wymyka.

Mogli umrzeć w podzielonych mieszkaniach miejskich, zbyt chorzy lub zbyt przestraszeni, by iść do szpitala, ich najbliżsi krewni pół świata dalej.

Ten wysoce zaraźliwy wirus zmusił nas do stłumienia naszej natury jako istot społecznych, z obawy, że możemy zarazić się lub zostać zarażeni. Wśród wielu zniewag odmówiła nam łaski bycia obecnym w ostatnich chwilach ukochanej osoby. Odwieczne zwyczaje, które nadają sens egzystencji, zostały obalone, łącznie ze świętymi rytuałami opłakiwania.

Dan Barry rozumie retoryczną siłę trzech, widoczną tutaj w fakturze i strukturze kolumny. Trzy to największa liczba na piśmie. Trzy przykłady oznaczają „to wszystko, co musisz teraz wiedzieć”. Trzy znajdujemy w liturgiach i pismach świętych wielu religii, od teologii Trójcy Świętej po cnoty wiary, nadziei i miłości.

Tutaj Barry umiejętnie omija nazwiska, co jest niezwykłym posunięciem w dziennikarstwie. Anonimowość tworzy poczucie wielu, a nie jednego. I nigdzie intencja relacji nie jest jaśniejsza niż w tym fragmencie, że Times próbuje zrekompensować utratę „odwiecznych zwyczajów, które nadają sens egzystencji… w tym świętych rytuałów opłakiwania”.

Wcześniej spotykaliśmy się w salach, barach i miejscach kultu, aby wspominać i czcić zmarłych. Recytowaliśmy modlitwy, podnosiliśmy szklanki lub opowiadaliśmy znajome historie tak zabawne, że kiwaliśmy głową i płakaliśmy ze śmiechu.

W tych ważnych momentach komunii można było odnieść wrażenie, że zmarli byli z nami po raz ostatni, na krótko wskrzeszeni czystą mocą naszej zbiorowej miłości, aby podzielić się tą końcową modlitwą, pożegnalnym kieliszkiem, ostatnim uściskiem.

Nawet w strasznych czasach wojen, huraganów i ataków terrorystycznych, które zdawały się kruszyć ziemię pod naszymi stopami, przynajmniej mieliśmy sprawdzone sposoby na żałobę, które pomogły nam zrobić pierwszy niezdecydowany krok naprzód.

Nie teraz.

Wystarczy spojrzeć na język i konotacje, które wibrują w tym fragmencie: miejsca kultu, cześć zmarłych, odmawiane modlitwy, chwile komunii, chwila zmartwychwstania, nasza zbiorowa miłość.

Kiedy pisarz — mając za sobą zespół — wie, co chce powiedzieć, to znaczenie powinno znaleźć odzwierciedlenie w „dykcji” dzieła, czyli doborze każdego słowa.

… W szerszym sensie zawieszenie znanych nam rytuałów pochówku lub kremacji odzwierciedlało to, jak wyglądało życie podczas pandemii. Brak wyraźnego końca.

Nawet zmarli muszą czekać.

Gdybym miał wybrać jedno zdanie, które odzwierciedla zbiorowe cierpienie sprowadzone na ludzkość w tej globalnej pandemii, mogłoby to brzmieć: „Nawet umarli muszą czekać”. Sześć słów.

Sto tysięcy.

Liczba progowa. Jest to liczba celebrowana, gdy licznik kilometrów w rodzinnym samochodzie ponownie tyka, aby osiągnąć sześć cyfr. To liczba mieszkańców może sprawić, że miejsce będzie w pełni przypominać miasto: San Angelo w Teksasie; Kenosha, Wisconsin; Vacaville, Kalifornia.

Więc wyobraź sobie 100-tysięczne miasto, które było tu na Nowy Rok, ale zostało wymazane z amerykańskiej mapy.

Sto tysięcy.

… Zawsze pierwszy na parkiecie. Zawsze gotowy na imprezę. Zawsze oddawał.

Preferowane krawaty typu bolo i szelki.

Nagrodzony Brązową Gwiazdą. Służył w Korpusie Armii Kobiet. Przeżył zatonięcie Andrea Doria. Startował w Olimpiadach Specjalnych. Wyemigrował, by spełnić amerykański sen.

Mógłbym zacytować z pamięci Tennysona.

Liczba jest niedoskonałą miarą w odniesieniu do kondycji człowieka.

Jeden. Sto. Tysiąc.

Jeśli zadzwonisz dzwonkiem na początku, zadzwoń ponownie na końcu. Ale tym razem wolniej, z kropką — kropką — po każdym słowie. Powtórzenie „sto tysięcy” łączy ze sobą części.

W służbie litanii zmarłych Barry wykonuje skomplikowany ruch narracyjny. Nazwijmy jeden „estakada”, w którym czytelnik proszony jest o utożsamienie się z pewnego rodzaju kartografią śmierci, mapą amerykańskiej straty. Ale potem, znowu bez imion, pisarz każe nam zwrócić uwagę na indywidualność lub szczegółowość straty, przejawiającą się w definiującym ludzkim działaniu: „Mógłby zacytować Tennysona z pamięci”.

Co w skrócie czerpię z mojego osobistego udziału w tym dziennikarskim rytuale żałoby?

Tak, nawet umarli muszą czekać, ale my nie. Możemy zrobić coś dobrego. Każdy z nas. Wszyscy z nas. Zanim liczba osiągnie 200 000.

Roy Peter Clark uczy pisania w Poynter. Można się z nim skontaktować za pośrednictwem poczty e-mail lub na Twitterze pod adresem @RoyPeterClark.