Dowiedz Się Kompatybilności Za Pomocą Znaku Zodiaku
Opinia: Nadszedł czas, aby uchylić prawo, które daje portalom społecznościowym odporność na wszystko, co publikują ich użytkownicy
Komentarz
Jeśli firmy zajmujące się mediami społecznościowymi nie chcą obciążenia finansowego związanego z koniecznością monitorowania ich treści, szkoda. To koszt prowadzenia biznesu.

(Harish Marnad / Shutterstock)
Coś dziwnego wydarzyło się w Newsmax w zeszłym tygodniu. Zachowywał się jak… gazeta.
Konserwatywny kanał informacyjny – proponujący teorie spiskowe i negowanie wyborów oraz cel wybierany przez widzów, dla których Fox News to za mało Fox – przez kilka minut we wtorek podtrzymywał tradycyjne wartości dziennikarskie. Wiesz: równowaga, uczciwość, weryfikowalne fakty. Coś w tym rodzaju. Tak jak staromodna gazeta, którą czytał twój dziadek.
Nie trwało to długo, ale było miło, gdy trwało. Było to również pouczające: jako stacja telewizyjna Newsmax został zmuszony do powstrzymania nieodpowiedzialnej i potencjalnie oszczerczej tyrady. Natomiast serwisy społecznościowe nie mają takich ograniczeń. Nic dziwnego, że to szambo.
Czas to zmienić. Nadszedł czas, aby uchylić ustawę z 1996 roku, która daje stronom internetowym immunitet na wszystko, co publikują ich użytkownicy. Stacje telewizyjne, gazety, radio i inne tradycyjne media nie korzystają z takiej amnestii. Nigdy nie mieli.
Na pewno Newsmax nie jest wzorem dobrej praktyki dziennikarskiej. Lekkomyślnie transmituje spiski, nawet jeśli zostaną obalone. Jest pełen oskarżeń bezpodstawnych.
Dlaczego więc zakotwiczył Bob Sellers? odciąć rant przez niepokornego teoretyka spiskowego Mike'a Lindella, znanego również jako MyPillow Guy? Ponieważ Newsmax, jako stacja telewizyjna, mógł zostać pozwany za oszczerstwo przez cel gniewu Lindella.
Tym celem jest Dominion Voting Systems, firma zajmująca się technologią wyborczą oskarżona w teoriach spiskowych na temat wyborów prezydenckich w 2020 roku. Dominion groził pozwami o zniesławienie przeciwko Fox News, Newsmax i innym mediom, a także pozwał personel kampanii Trumpa. Konkurent Dominium w zeszłym tygodniu pozwał Fox News i niektóre z jego kotwic nad podobnymi komentarzami.
Niestety strach przed sporami sądowymi, a nie konwencjonalnymi praktykami dziennikarskimi, mógł skłonić Newsmax do właściwego postępowania. Ale przynajmniej ten incydent pokazuje, że organizacje prasowe będą stosować standardy, gdy zostaną pociągnięte do odpowiedzialności. Nie tak z mediami społecznościowymi. W pełni chronieni przez prawo, mogą pozwolić Lindellowi i innym gadać do woli. Tam prawda nie ma znaczenia.
Wolność mediów społecznościowych od odpowiedzialności wynika z sekcji 230 Communications Decency Act z 1996 r. Ustawa ta definiuje strony internetowe nie jako wydawców treści użytkowników, ale jako ich zwykłe nośniki. W związku z tym właściciele witryn są wolni od roszczeń cywilnych, jeśli treść jest zniesławiająca, nieprzyzwoita lub w inny sposób niezgodna z prawem.
Ochrona przewoźników ma sens. Powiedzmy, że wysyłasz list oszczerczy. Możesz zostać pozwany, ale pracownicy poczty, którzy go dostarczyli, nie. Są tylko przewoźnikami. To dość proste.
Ale tradycyjne media informacyjne — telewizja, gazety, radio — nie są nośnikami, nawet jeśli treści pochodzą spoza ich redakcji. Jeśli gazeta opublikuje list do redakcji, który zniesławia, gazeta może zostać pozwana, nawet jeśli list został napisany i przesłany przez osobę postronną. Podobnie, gdyby MyPillow Guy został oczerniony, NewsMax byłby na haczyku.
Problem polega więc na tym, czy strony internetowe są zwykłymi nośnikami. Z pewnością tak nie jest. Według danych około 55% Amerykanów często lub czasami otrzymuje wiadomości z mediów społecznościowych badanie 2019 . Wśród milenialsów, nic dziwnego, media społecznościowe są głównym źródłem, według raport 2020 .
Pomijając badania, czy Facebook i reszta nie wydają się obecnie wydawcami? Odnosimy się do nich tak, jakby nimi były. Czy nie jesteśmy bardziej skłonni powiedzieć „Spójrz, co widziałem na Facebooku” zamiast „Spójrz, co mówi Johnny”.
Powód, dla którego Kongres stworzył Sekcję 230 w pierwszej kolejności — chciał, aby rodzący się Internet prosperował bez ugrzęźnięcia — już dawno minął. Czy ktoś uważa, że Facebook i YouTube nadal potrzebują ochrony rządowej, aby się rozwijać?
Jasne, monitorowanie i edytowanie wszystkich tych treści byłoby ogromnym obowiązkiem dla serwisów społecznościowych. Ale jeśli firmy zajmujące się mediami społecznościowymi nie chcą obciążenia finansowego związanego z koniecznością monitorowania ich treści – obowiązek, który zawsze ponosiły tradycyjne serwisy informacyjne – odpowiedź jest prosta. To jest to: Szkoda. To koszt prowadzenia biznesu.
Wyobraź sobie fabrykę, która mogłaby odnieść sukces tylko wtedy, gdyby pozwolono jej zrezygnować z drogich wymogów bezpieczeństwa. Wyobraź sobie restaurację, która mogłaby prosperować tylko bez tych nieznośnych przepisów departamentu zdrowia, które uniemożliwiają jej sprzedaż miesięcznego mięsa.
Jeszcze lepiej: wyobraź sobie małą gazetę, której nie stać na wydawców. Czy ma publikować rzeczy obojętnie? Wiesz, weryfikacja faktów jest zbyt kosztowna.
To tylko kwestia skali. Obciążenie Facebooka, Twittera i tym podobnych byłoby ogromne. Ale też ich budżety. Małe gazety i stacje telewizyjne mają mniej treści do redagowania i mniej zasobów, z którymi można to zrobić. To jest biznes. Poza tym, jeśli Facebook i jemu podobni zdecydowali, że chcą zastąpić tradycyjne media jako odbiorcę tych wszystkich reklamowych dolarów, może powinni byli wziąć pod uwagę ciężar, który się z tym wiąże.
Interwencja ludzka lub algorytmiczna może nieco spowolnić Twitterverse. Czy to ma znaczenie? Czy naprawdę pogorszysz się, jeśli diatryma twojego szalonego wujka pojawi się kilka minut spóźniona?
Uchylenie sekcji 230 wpłynie również na tradycyjne organizacje informacyjne, ponieważ ich tablice komentarzy cieszą się takim samym zwolnieniem z tego, co publikują użytkownicy. A przy ograniczonych zasobach do monitorowania tej treści, gazety, stacje telewizyjne i serwisy informacyjne mogą być zmuszone do całkowitego wyłączenia komentarzy czytelników, jeśli sekcja 230 zniknie. Ale co tak naprawdę stracą, jeśli tak się stanie? Sekcje komentarzy nie stały się forum inteligentnego zaangażowania obywatelskiego, za jakie kiedyś uważano. Komentarze mogą zwiększać liczbę odsłon — ale nie przychody, ponieważ reklamodawcy nie chcą być w ich pobliżu. Komentarze czytelników i widzów mogą łączyć dziennikarzy z odbiorcami, co jest dobre, ale równie często odrzucają takie połączenia.
Rzeczywiście, zaledwie jeden dzień przed tym, jak MyPillow Guy został udaremniony przez głośną tyradę, The Philadelphia Inquirer, powołując się na „małą grupę trolli, które handlują rasizmem, mizoginią i homofobią” i zauważając, że jej czytelnicy zasługują na coś lepszego, wyłącz komentowanie w większości jego historii. Trudno argumentować, że komentarze są cenne, jeśli firma informacyjna, w pełni chroniona przez Sekcję 230, nawet ich nie chce.
Konserwatyści i liberałowie wydają się obecnie niezadowoleni z Sekcji 230, chociaż z innych powodów.
Wielu republikańskich prawodawców skarży się, że sekcja 230 pozwala platformom technologicznym uciszyć konserwatywne głosy, zwłaszcza Twitter zawieszający byłego prezydenta Donalda Trumpa i wielu jego sojuszników, w tym Lindella. (Poduszki nie stanowią problemu. Ingerowanie w uczciwość obywatelską jest według Nowa polityka Twittera .)
Niektórzy Demokraci chcą bardziej chirurgicznego podejścia do zmiany prawa, szukając sposobów, aby portale społecznościowe zajmowały się takimi kwestiami jak dezinformacja, mowa nienawiści, ingerencja w wybory i treści prowadzące do przemocy. Ale to nie to samo, co całkowite uchylenie sekcji 230.
Stanowisko republikanów nie wydaje się logiczne (usunięcie tarczy z Sekcji 230 zniechęciłoby do publikacji, a nie na odwrót). Nie wydaje się to konstytucyjne (z pewnością prawo do publikacji obejmuje prawo do kuratorstwa). Zresztą nie wydaje się to nawet republikańskie (wymusiłoby to politykę wobec prywatnych firm).
Cel Demokratów wydaje się być inżynierią społeczną. Pokrzyżowałoby to treść, która nie jest zgodna z określonym programem, ale pozwoliłaby innym treściom się przesuwać. A kto by to wszystko nadzorował? Jest ingerencja wyborcza, a potem… ingerencja wyborcza .
To nie jest kwestia wolności słowa. Uczynienie serwisów społecznościowych odpowiedzialnymi za publikowane na nich treści ograniczy mowę, ale mowa nigdy nie była nieskrępowana. Możesz powiedzieć, co chcesz; nikt nie jest zobowiązany do jej nadawania.
Prostszy pomysł: pozbądź się sekcji 230. Witryny mediów społecznościowych są wydawcami, a wydawcy albo zachowują się odpowiedzialnie, albo ponoszą konsekwencje, jeśli tego nie robią. To działa. Tak czy inaczej, przed 1996 rokiem.