Dowiedz Się Kompatybilności Za Pomocą Znaku Zodiaku
Reporter dzieli się minuta po minucie wspomnieniami z uwięzienia w Senacie 6 stycznia
Biznes I Praca
Grace Segers z CBS News była w galerii prasowej Senatu, gdy buntownicy opanowali budynek i przemieszano się z senatorami, gdy rozwijał się chaos.

Przewodnicząca Izby Reprezentantów Nancy Pelosi z Kalifornii i wiceprezydent Mike Pence pełnią funkcję wspólnej sesji Izby Reprezentantów i Senatu w celu potwierdzenia głosów Kolegium Elektorów oddanych w listopadowych wyborach na Kapitolu w Waszyngtonie, środa, 6 stycznia , 2021, na godziny przed atakiem uczestników zamieszek na budynek Kapitolu. (Kevin Dietsch/Basen przez AP)
Byłem w senackiej galerii prasy drukarskiej, kiedy rozpętało się piekło.
Jako reporterka CBS News z Senatu 6 stycznia moja praca była prosta. Elektronika jest zabroniona w sali Senatu, a kamery C-SPAN wskazują tylko na podium z przodu sali i na tego, kto akurat w tej chwili mówi.
Moim zadaniem — podobnie jak w zeszłym roku podczas procesu impeachmentu — było usiąść w sali Senatu i robić notatki z tego, co się dzieje.
Kto rozmawiał, kto robił notatki, kto się wiercił, kto rozmawiał przez telefon. Lubię myśleć o tym jako o mierzeniu „wibracji” w komorze, a moje regularne aktualizacje e-maili z resztą biura CBS News stanowiły „sprawdzanie wibracji”. Spędzałem około pół godziny w pokoju, a potem wracałem do galerii prasy drukowanej, aby wysłać masową wiadomość do CBS o tym, co dzieje się w środku.
Galeria prasy drukarskiej to szereg pomieszczeń, które otwierają się na balkon z widokiem na salę Senatu. Wyobraź sobie komorę jako miskę na ryby. Dno akwarium to dno komnaty na drugim piętrze Kapitolu; tam spotykają się senatorowie. Wokół krawędzi komory na trzecim piętrze budynku znajdują się balkony — krawędź akwarium. Przedstawiciele prasy mają tylko jedną stronę akwarium i mogą patrzeć przez krawędź balkonu i obserwować pontyfikujące tematy poniżej.
Nawet zanim uczestnicy zamieszek opanowali budynek, wyczułem zakłócenie w akwarium. Na zewnątrz krzyczeli demonstranci i grozili przemocą. Wewnątrz kilku senatorów spokojnie opowiadało się za zrobieniem tego, czego chcieli demonstranci — dążenia do obalenia wyborów.
Zwykle chodzę do Kapitolu. To szybki spacer, około 20 minut od miejsca, w którym mieszkam, i taki, który cenię. Ale obiecałam mojemu chłopakowi, że zamiast tego zabiorę Ubera do Kapitolu, ponieważ obawiał się, że protestujący zgromadzą się wokół budynku, by sprzeciwić się wyborowi prezydenta Joe Bidena.
Tak naprawdę nie przejmowałam się przemocą. Mam tendencję do bagatelizowania powagi każdego potencjalnie katastrofalnego zdarzenia — moje planowanie klęsk żywiołowych jest okropne, ponieważ zawsze zakładam, że sprawy same się ułożą. Ale mój chłopak się martwił, a moi przyjaciele się martwili, więc dobrze, że będę ostrożna. Wziąłem Ubera i dotarłem do budynku biurowego Senatu Dirksena tuż po 9 rano.
Przez większość tego dnia byłem po senackiej stronie Kapitolu. Od czasu do czasu opuszczałem senacką galerię prasową TV/Radio, labirynt bez okien schowany obok sali Senatu, która służyła jako miejsce pracy dla reporterów sieciowych, i brałem spojrzeć na zewnątrz na protestujących gromadzących się za barykadami po wschodniej stronie Kapitolu. Z korytarza na trzecim piętrze dobiegły mnie okrzyki „przestań kraść”. To dużo wściekłych ludzi , pomyślałem, w niedopowiedzeniu roku.
Miałem za zadanie usiąść w sali Izby, gdy rozpoczęły się obrady tego dnia, a następnie wrócić do Senatu, gdy obie izby rozpoczęły sesję, aby rozważyć zarzuty dotyczące liczenia w Kolegium Elektorów w Arizonie.
To był już dziwny dzień. Przede wszystkim wjeżdżałem do Kapitolu z maską KN95, ponieważ, no tak, wciąż jesteśmy w środku niszczycielskiej pandemii. Ale także wydarzenia dnia nie były normalne.
Duża liczba republikanów usiłowała obalić wyniki wyborów i sprzeciwiałaby się liniom Kolegium Elektorów z kilku stanów, pomimo niewielkich lub żadnych dowodów na oszustwa wyborcze. Sędziowie federalni, wielu z nich nominowanych przez prezydenta, oddalili dziesiątki spraw w ramach kampanii Trumpa kwestionującej wyniki wyborów. Ani prezydent, jego kampania, ani popierający go prawodawcy nie przedstawili uzasadnionych dowodów na jakiekolwiek wykroczenia.
Jednak 6 stycznia republikańscy senatorowie i reprezentanci próbowali jednak obalić wyniki wyborów, aby uspokoić człowieka, który nie zaakceptowałby swojej przegranej, i usatysfakcjonować tę niezachwianą bazę zwolenników, którzy trzymali się każdego fałszywego słowa na temat wyborów .
Wiedziałem, że jestem świadkiem historii, że obserwuję kwestionowanie demokratycznych instytucji, a może nawet do granic wytrzymałości. Nie znałem jeszcze zakresu.
Po południu kręciłem się w galerii prasy drukowanej Senatu. Zostawiłem swój plecak — wypełniony przekąskami i ładowarkami — w galerii radiowo-telewizyjnej, głupio wierząc, że mogę wrócić, kiedy tylko będę tego potrzebował.
Pisałem e-mail z ostatnimi obserwacjami, kiedy buntownicy najechali budynek. Ten e-mail pozostaje w moich szkicach, w cieniu wydarzeń z kilku następnych chwil. W tym momencie słyszałem pomruki, że Kapitol jest zamknięty, a budynek biurowy Domu został ewakuowany, ale niewiele wiedziałem.
„Mówiąc prościej, atmosfera w komorze jest niesamowicie dziwna” – napisałem w niewysłanym e-mailu. „Protestujący zdobywają barykady na zewnątrz. Ale w sali Senatu jest jak w innym świecie, chronionym przed ingerencją z zewnątrz grubymi ścianami i kamerami C-SPAN.
„Istnieje ekstremalny dysonans między nastrojem na zewnątrz budynku i wewnątrz Kapitolu. Sprzeciwiający się senatorowie zachowują się tak, jakby to był zwykły biznes” – kontynuowałem.
Kiedy skończyłem pisać te słowa, z sali Senatu wyszedł Paul Kane z The Washington Post. „Pence odszedł!” krzyknął. Przebiegł przez resztę galerii, wykrzykując swoje przesłanie, Paul Revere z prasy Capitol Hill.
Założyłem, że demonstracje na zewnątrz musiały być trochę zbyt hałaśliwe, a Secret Service usunęła wiceprezydenta Mike'a Pence'a z powodu dużej ostrożności. Zamiast wysyłać mój bardziej obszerny e-mail opisujący nastrój w sali, wysłałem e-mail o 14:14. z tematem „Pence odszedł”.
– Pence opuścił salę Senatu, być może ze względów bezpieczeństwa. Zamykają nas w pokoju prasowym” – napisałem. Oszalały policjant Kapitolu właśnie kazał personelowi galerii Senatu zamknąć drzwi.
Kilka dni później dowiedziałem się, że buntownicy prawie weszli do sali Senatu już około 14:14. Igor Bobic z HuffPost nakręcił wideo, które napisał na Twitterze o 14:16 , oficera policji Kapitolu, Eugene'a Goodmana, kierującego krzyczących demonstrantów po schodach, z dala od sali Senatu. Gdyby Goodmana tam nie było, gdyby zamiast tego nie wepchnął uczestników zamieszek do korytarza, w którym czekała inna policja Kapitolu, prawdopodobnie weszliby wtedy do komnaty, poważnie zagrażając Pence, około 100 senatorom i reporterom na balkonie.
Niedługo po tym, jak wysłałem e-mail o Pence, pracownicy krzyczeli do reszty z nas wciąż siedzących na galerii, że musimy dostać się do komory. Zawahałam się, nie chcąc zostawić laptopa i telefonu, gdy byłam zamknięta. Impulsywnie złapałam laptopa i pobiegłam do drzwi w chwili, gdy je zamykali. Przecisnęłam się przez drzwi na balkon, posiniaczona, gdy mnie uderzyła.
Było to około 14:16. Wysłałem e-mail do moich redaktorów o 14:17. z tematem „Jesteśmy zamknięci w sali Senatu”. Pracownik galerii Senatu krzyknął, żebym odłożył komputer i telefon. Błagałem ich, mówiąc, że muszę powiadomić moich redaktorów, co się dzieje. Po kilku chwilach impasu przeniosłem się do innej części balkonu, gdzie niesubtelnie wyciągnąłem telefon i zacząłem strzelać do moich redaktorów.
W tym momencie zaczęły napływać SMS-y i wiadomości od mojej rodziny, przyjaciół i niejasnych znajomych. Prawdopodobnie powinnam była natychmiast skontaktować się z mamą i moim chłopakiem, informując ich, że jestem bezpieczna. Ale nawet wtedy nie zdawałem sobie sprawy, jak poważne to było.
Mój chłopak był w domu i obserwował, jak buntownicy najeżdżają Kapitol. Właściwie byłem w Kapitolu i nie miałem pojęcia, jaka jest naprawdę sytuacja.
Wewnątrz komnaty ledwo panował chaos. Stali senatorowie, niektórzy skupieni w nerwowych grupach, wielu z nich rozmawiało przez telefony. Policja otoczyła pokój. W pewnym momencie oficer krzyknął, że senatorowie muszą odejść od drzwi. Senatorowie kręcili się wokół, zdezorientowani lub niezdolni do przetworzenia tego, co powiedział oficer. Senator Amy Klobuchar ze złością krzyknęła do swoich kolegów, aby trzymali się z daleka od drzwi.
– Oddano strzały – powiedziała. 'To jest poważne.'
Poczułem, jak łzy zaczynają kłuć w kąciku moich oczu. Odsunąłem je na bok i wziąłem głęboki oddech. Później , Mówiłem sobie. Możesz to poczuć później. Teraz musisz pracować.
Po około pół godzinie senatorowie zostali nagle ewakuowani. Popłynęły do otwartych drzwi po jednej stronie pokoju jak ryby złapane w nurcie. Senator Cory Booker, który był na końcu tego exodusu, spojrzał na reporterów w galerii Senatu i zapytał, jak nam idzie. Powiedział to od niechcenia, z uśmiechem na twarzy.
– U nas dobrze – powiedziałam głosem prawdopodobnie zabarwionym histerią.
Na początku wydawało się, że senatorowie zostaną ewakuowani, ale reporterzy pozostaną uwięzieni w komorze.
'Co z nami?' pracownik galerii Senatu krzyknął do policjantów, informując ich, że reporterzy i pracownicy również muszą się ewakuować. Bez szybkiego myślenia tego personelu prawdopodobnie bylibyśmy uwięzieni w komnacie, gdy uczestnicy zamieszek weszli do niej chwilę później.
Reporterzy zostali wyprowadzeni z balkonu iz galerii prasowej. Wielu z nas skierowało się w stronę schodów — tych samych schodów, które zostały najechane przez uczestników zamieszek przekierowanych przez funkcjonariusza Goodmana. Na szczycie schodów był policjant, który kazał nam wjechać windą.
– Są na schodach – powiedział, odnosząc się do uczestników zamieszek. Wcisnąłem się do windy z kilkoma innymi reporterami, w tym Nicholasem Fandosem z The New York Times, który na szczęście wiedział, że należy nacisnąć przycisk, aby ominąć wszystkie inne piętra, aż dotarliśmy do piwnicy.
Na wpół szliśmy, na wpół biegaliśmy za senatorami na ścieżce między metrem Senatu. Policjanci poprosili nas o regularne pokazywanie naszych odznak i nalegali, abyśmy zachowali spokój.
W drodze do bezpiecznego miejsca, w którym spędziliśmy kolejne pięć godzin, minęliśmy dwóch konserwatorów Kapitolu.
„Ewakuujesz?” Zapytałem się ich. Wyglądali na zdezorientowanych i powiedzieli nie. – Musisz się ewakuować – powiedziałem.
„Musisz teraz wyjść poza zamknięte drzwi”, powiedziała Katherine Tully-McManus z Apelu, która biegała obok mnie. Przez chwilę dziwiło mnie, że ci pracownicy nie zostali nawet powiadomieni o niebezpieczeństwie.
(Być może warto zauważyć, że większość robotników w kompleksie Kapitolu — w tym tych dwóch, których mijałem — jest czarnych. Wielu uczestników zamieszek było zwolennikami białej supremacji, z jednym sfotografowanym niosącym przez budynek flagę Konfederacji).
Reporterzy byli początkowo umieszczani w tym samym pokoju co senatorowie, ale szybko przeniesiono nas do czegoś w rodzaju przedpokoju na zewnątrz. Sądzę, że senatorowie nie chcieli utknąć z reporterami, którzy niewątpliwie zadawaliby niewygodne pytania.
Potem siedziałem na podłodze przez, och, jakieś pięć godzin, albo trochę krócej. To było na przemian nudne i przerażające. Początkowo mówiono, że senatorowie zostaną wywiezieni z Kapitolu, ale te plany szybko się rozwiały.
Dziennikarze skulili się na podłodze, dzieląc się ładowarkami i drobnymi wiadomościami, które mogliśmy zebrać z Twittera i podsłuchując raporty z krótkofalówek oficerów. Wszyscy sapnęliśmy, gdy chwilę po naszym wyjściu zobaczyliśmy zdjęcia buntowników w sali Senatu. Obserwowaliśmy nerwowo, jak różni funkcjonariusze organów ścigania w pełnym ekwipunku taktycznym przychodzili i wychodzili z pokoju i otaczających go korytarzy. Czatowaliśmy. Pisaliśmy e-maile.
Siedząc na podłodze udzieliłem wywiadu do specjalnego raportu dla CBS News. Wydawało mi się surrealistyczne, że rozmawiałem o ataku, który ledwo przeoczyłem, podczas gdy siedziałem bezpiecznie, choć niewygodnie, w bezpiecznym miejscu.
To chyba dobrze, że czułem się tak bezpiecznie, jak wtedy. Z każdym mijającym dniem dowiaduję się więcej o tym, jak blisko byłem świadkiem możliwych zabójstw prawodawców i jak reporterzy byli celem zamieszek, i staję się trochę bardziej przerażony. Nie miałem wtedy pojęcia, że uczestnicy zamieszek powiesili pętle wokół budynku, wezwali do zamordowania prawodawców, a nawet wzięli na cel członków prasy.
Kiedy wróciłem do kompleksu Kapitolu, zobaczyłem na drzwiach napis „MURDER THE MEDIA” na czerwono.
W pewnym momencie pracownicy gastronomii Kapitolu przywozili posiłki senatorom. Byłem dość głodny — mój plecak z przekąskami wciąż leżał w galerii radiowo-telewizyjnej — ale ledwo mogłem jeść, gdy robotnicy wręczali reporterom resztki tac z kurczakiem i wołowiną. Wysłałem SMS-a do moich kolegów w izbie Domu. Zanim zostali przeniesieni w bezpieczne miejsce, zostali zabarykadowani w pokoju, podczas gdy funkcjonariusze walczyli z uzbrojonymi buntownikami tuż za drzwiami.
Tuż po godzinie 17:00 prezydent wydał swój wiadomość wideo na Twitterze nazywanie agresywnych buntowników „wyjątkiem”. Słuchałem z niedowierzaniem, jak inny reporter puszczał to na swoim telefonie. Jak prezydent mógł powiedzieć, że „kochał” ludzi, którzy zbezcześcili Kapitol, którzy grozili, że zabiją prawodawców, w tym jego własnego wiceprezydenta? Film został usunięty, ale jego przesłanie pozostało ze mną.
Senatorowie od czasu do czasu wychodzili ze swojego pokoju, aby porozmawiać z dziennikarzami. W pewnym momencie senator Ted Cruz opuścił większy pokój i na krótko wszedł do naszej domeny. Jason Donner z Fox News zapytał Cruza, lidera wysiłków zmierzających do sprzeciwu wobec wyników Kolegium Elektorów, czy czuje jakąkolwiek odpowiedzialność za to, co się stało. Cruz odwrócił się i bez odpowiedzi wszedł do pokoju senatorów.
Około 19:00 powiedziano nam, że powrót do Kapitolu jest bezpieczny. ja i kilku innych reporterów szedł za pracownikami niosącymi karty do głosowania w Kolegium Elektorów przez metro Senatu. Gdyby szybko myślący doradca nie chwycił szybko kart do głosowania, wychodząc z sali, prawdopodobnie zostałyby zniszczone przez uczestników zamieszek.
Podłoga Kapitolu była kredowa od zużytych gaśnic. Powiedziano nam, aby nie dotykać żadnych balustrad, ponieważ zastosowano gaz łzawiący. Ale mój plecak w galerii radiowo-telewizyjnej był cudownie bezpieczny.
Wróciłem do galerii prasy drukowanej, czekając na ponowne zebranie Senatu o godzinie 20:00. Zostaliśmy na krótko wyrzuceni z pokoi, gdy wszedł oddział bombowy, z uroczym, ale zastraszającym owczarkiem niemieckim, który węszył bomby.
„Dlaczego pozwolono nam wrócić do pokoju, jeśli nie został jeszcze zmieciony z powodu bomb?” – zapytał reporter. Pracownik galerii Senatu powiedział, że tak naprawdę nie pozwolono nam wrócić do galerii, ale wszyscy weszliśmy, zanim zostaliśmy powiadomieni.
Nastrój był ponury, kiedy ponownie wszedłem do komnaty, przytłoczony wszystkim, co się wydarzyło. W rzadkim pokazie dwupartyjności prawodawcy po obu stronach przejścia zgotowali Pence'owi owację na stojąco po tym, jak wygłosił krótkie, szablonowe uwagi.
Zastanawiałem się, czy wydarzenia dnia zmieniłyby zdanie senatorów, gdyby teraz zdecydowali się zaakceptować wyniki Kolegium Elektorów. Niektórzy, jak senator James Lankford, zmienili swój głos w świetle powstania. Ale inni — w tym senator Josh Hawley i Cruz — nie. Garstka republikańskich senatorów i większość republikanów głosowała za odrzuceniem woli wyborców w Arizonie i Pensylwanii.
Ustawodawcy wrócili do pracy, jakby nic się nie stało, podobnie jak ja. Biden otrzymał ponad 270 głosów elektorskich o 3:33 nad ranem, odnosząc zwycięstwo. W końcu opuściłam Kapitol około 4 rano, odebrana przez mojego chłopaka, ponieważ nie chciałam wsiadać do samochodu z nieznajomym, żeby jechać do domu.
Przez kilka godzin myślałam o tym, kiedy wejdę do samochodu mojego chłopaka i wreszcie stracę czujność. Spodziewałem się, że załamię się płaczem. Ale nie zrobiłem. To był wyczerpujący dzień, a wydarzenia jeszcze do niego nie dotarły. Nadal funkcjonowałem tak, jakby wszystko było w porządku, kiedy wiedziałem, że tak nie jest.
Spałem 11 godzin w czwartek, od 5 rano do 16 po południu. Obudziłem się około południa i próbowałem przygotować się do pracy, ale położyłem się na podłodze w salonie i płakałem, zdając sobie sprawę, że potrzebuję więcej snu. Więc poinformowałem mojego bardzo wyrozumiałego redaktora i poszedłem spać.
Każdego dnia dowiadujemy się więcej o tym, co się wydarzyło, co prawie się wydarzyło. Z każdym dniem wydarzenia z 6 stycznia stają się dla mnie bardziej realne i przerażające. Ludzie ciągle się sprawdzają, pytają, jak sobie radzę, a ja szczerze nie wiem. Czasami jest mi dobrze, czasami mam ochotę szlochać godzinami, czasami po prostu chcę spać.
Tak jak powiedziałem, mam tendencję do bagatelizowania traumatycznych wydarzeń, więc od wielu dni powtarzam sobie, że nie było tak źle. Miałem dużo szczęścia. Nie zostałem ranny. Zostałem bezpiecznie ewakuowany.
Musiałem wielokrotnie przypominać sobie, że tak, było źle. To było przerażające. To było okropne. To był jeden z najdziwniejszych dni w moim życiu.
Wróciłem na Kapitol 13 stycznia, dokładnie tydzień po atakach na Kapitol, aby zdać relację z historycznego głosowania za postawieniem Trumpa w stan oskarżenia po raz drugi. Kiedy wszedłem do budynku, były tysiące żołnierzy Gwardii Narodowej. Kiedy przechodziłem przez Capitol Visitor Center, przestronny kompleks zwykle wypełniony turystami, zobaczyłem setki gwardzistów leżących na twardej marmurowej podłodze z karabinami, drzemiących po długiej nocnej zmianie.
Gwardziści byli przyjaźni i rozmawiali z reporterami. Słyszałem od wielu gwardzistów, że to był ich pierwszy raz na Kapitolu, a oni postrzegali swoje rozmieszczenie tam jako okazję do zwiedzania siedziby ustawodawcy narodu.
W pewnym momencie gwardzista zapytał mnie, jak to jest widzieć moje miejsce pracy wypełnione tysiącami żołnierzy. Powiedziałem mu szczerze, że to bardzo dziwaczne. Zapytał mnie, czy czuję się tam bezpieczniej z Gwardią Narodową.
Chciałem powiedzieć „nie”. Chciałem powiedzieć, że zobaczenie tam gwardzistów urealniło wydarzenia z zeszłego tygodnia, że rozpłakałem się w łazience w galerii prasowej House po tym, jak przeszedłem obok nich wszystkich w centrum dla zwiedzających.
Ale tego nie powiedziałem. Powiedziałem mu, że tak, czuję się bezpieczniej, ale martwiłem się, co oznacza ich obecność — że wciąż możemy być w niebezpieczeństwie.
– Nie martw się – powiedział i nagle zdałam sobie sprawę, że on i ja jesteśmy prawdopodobnie mniej więcej w tym samym wieku. „Mamy to”.