Dowiedz Się Kompatybilności Za Pomocą Znaku Zodiaku
Nie nazywaj Steve'a Stephensa „Facebookowym zabójcą”
Etyka I Zaufanie

Calvin Williams, komendant policji z Cleveland, odpowiada na pytania podczas konferencji prasowej we wtorek 18 kwietnia 2017 r. w Cleveland. (Zdjęcie AP/Tony Dejak)
My w mediach uwielbiamy pseudonimy dla znanych osób. Często nazwy te są kojarzone z miejscem lub rzeczą, która ma losowy związek, np. Dusiciel z Bostonu, Zabójca z rzeki Green lub Strzelcy z San Bernardino.
Tym razem jest to „The Facebook killer”, skrócony opis działań Steve'a Stephensa, który losowo zabił starszego mężczyznę z Cleveland, a następnie umieścił wideo na swoim koncie na Facebooku. Szybkie wyszukiwanie pokazuje dziesiątki historii o przestępstwie, w którym używa się tego terminu.
I nic dziwnego. Przydatne przydomki są dziś jeszcze wygodniejsze niż dekady temu, biorąc pod uwagę wymagania wyszukiwania i mediów społecznościowych.
Istnieją jednak dwie ważne podstawowe wartości, na których dziennikarze mogą się oprzeć, szukając powodów, by się oprzeć, lub przynajmniej zminimalizować stosowanie oklepanych pseudonimów, gdy mówią o znanych zabójcach.
Precyzja : Często słowem, które kojarzy się ze znanym przestępstwem, jest zbieg okoliczności lub okoliczności, a nie związek przyczynowy. Bardziej dokładny opis Dusiciela z Bostonu, który w latach 1962-1964 zabił i zgwałcił do 13 kobiet, byłby Dusiciel z Bostonu. Ale to nie miało tego samego dzwonka.
Tylko pięć z 48 kobiet związanych z zabójcą znad rzeki Green znaleziono w pobliżu rzeki Green w stanie Waszyngton.
A osobą, którą Stephens zastrzelił, był Robert Godwin, starszy mężczyzna, którego nie znał. Ograniczanie tych szczegółów do monikera, który można kliknąć, jest krzywdą dla odbiorców.
Minimalizowanie szkód : Dziennikarze w większości zgadzają się ze swoim obowiązkiem minimalizowania szkód tam, gdzie to możliwe. Powiązanie miejsca z przestępstwem powoduje szkody. Łatwiej jest zdobyć współczucie mieszkańcom San Bernardino lub dzieciom uczęszczającym do Columbine High School, niż współczuć Facebookowi. Ale zasada jest taka sama.
Istnieje większa szkoda w możliwości zarażenia. Naukowcy uważają, że gdy media nadają pseudonim masowemu strzelcowi, zwiększają prawdopodobieństwo skopiowania kotów. To samo dotyczy nieodpowiedzialnego relacjonowania samobójstw.
W konkurencyjnym środowisku redakcje mogą ulec pokusie zignorowania swojego niewielkiego współudziału w tym zjawisku. Ale jeśli poważnie potraktujesz swoje etyczne obowiązki, będziesz szukać alternatyw. Możesz opisać Stevensa jako „człowieka, który opublikował losowe zabójstwo na Facebooku”. Nawet w nagłówku możesz powiedzieć „opublikował morderstwo na Facebooku”.
Te rozwiązania nie będą tak sprytne ani chwytliwe. Zajmie to więcej z twoich 140 znaków. I prawdopodobnie jest już za późno, aby zmienić bieg tej historii.
Ale nadejdzie kolejna sensacyjna zbrodnia. Język kształtuje sposób, w jaki myślimy. A język, który wybieramy do opisywania ważnych wydarzeń, będzie miał wpływ na to, jak na nie zareagujemy. Jeśli dziennikarze wezmą sobie do serca swoją rolę informowania opinii publicznej, będą precyzyjni i dokładni w doborze słów, nawet pod presją informowania o skomplikowanych wydarzeniach w nagłówkach i tweetach.